Najtrudniejsza walka Muhammada Alego

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Muhammad Ali odmówił udziału w wojnie w Wietnamie. Tłumaczył to przywiązaniem do doktryny islamu, która – w interpretacji jego religijnego mentora – zabrania udziału w zbrojnych starciach. Ta argumentacja wydała się władzom wątpliwa. Pierwszy wyrok sądu skazał słynnego boksera na kary więzienia i grzywny, ale sprawa trafiła ostatecznie do Sądu Najwyższego i to w czasie, gdy antywojenne protesty przybrały ogromną siłę.

Film Stephena Frearsa nie opowiada jednak o Alim. Bokser pojawia się wyłącznie w materiałach archiwalnych i budzi dość mieszane uczucia. Wydaje się pyszałkowaty, niemal zarozumiały. Trudno orzec, na ile faktycznie chce pozostać wierny wyznawanej religii, a na ile stosuje ją jako wygodną wymówkę, by nie stanąć do walki. Tę, a także wiele innych wątpliwości będą musieli rozstrzygnąć sędziowie i to oni znajdują się w centrum opowieści.

Frears stanął przed nie lada wyzwaniem. Fabuła skupia się na rozwikłaniu problemu prawnego. Siłą rzeczy opiera się więc na gadaninie, ale akurat ten reżyser potrafi nadać słowom odpowiednią dynamikę. Energiczna muzyka, skondensowanie opowieści w 90 minutach, odpryski życia osobistego bohaterów rozbijają statyczną formułę. Słowa pozostają najistotniejsze, ale nie przygniatają filmu.

Być może najciekawsze w obrazie jest przedstawienie kuchni Sądu Najwyższego. Pracownicy często zostają do późna. Biorą tam kąpiel, uprawiają jogging na korytarzach. Sędziowie, panowie w zaawansowanym wieku, w ramach walki z nieprzyzwoitością raz w tygodniu oglądają pornografię. Są zresztą jak udzielni książęta, prowadzący małe prawnicze kampanie wspierani przez młodych, pełnych energii prawników.

Przy tych zabawnych, obyczajowych obserwacjach, tak zresztą dla Frearsa charakterystycznych, „Najtrudniejsza walka Muhammada Alego” dotyka kwestii nieustająco ważnych i trudnych – bezstronności sędziów, dostrojenia zasad konstytucyjnych do problemów współczesności. Sprawy te nie wydają się filmowo atrakcyjne, ale wielość opinii i złożoność dyskusji udaje się zaprezentować dzięki wyrazistym i różnorodnym postaciom sędziów.

Na pierwszym planie znajdują się prawy i pryncypialny John Harlan oraz mocno zakorzeniony w swoich politycznych zapatrywaniach prezes, Warren Burger. Ich decyzje okażą się kluczowe dla wyroku. Oglądanie rozmów i rozterek obu panów sprawia ogromną przyjemność dzięki grze wspaniałych aktorów – Christophera Plummera i Franka Langelli. Obydwaj stworzyli fascynujące, magnetyczne kreacje. Każde ich spojrzenie, gest śledzi się z rozkoszą i podziwem.

W telewizji nie brakuje tego rodzaju produkcji politycznych dotyczących najnowszej historii Stanów Zjednoczonych, żeby wspomnieć tu tylko „Zmianę w grze” czy „Zbyt wielcy, by upaść”. W „Najtrudniejszej…” o specyfice decyduje prawniczy profil. Frears dorzuca też lekkość, z jaką potrafi opowiadać o najtrudniejszych sprawach. Obrazu dopełniają świetni aktorzy. Jeśli ktoś nie boi się poważnego filmu o zawiłych kwestiach, nie powinien przegapić.